To kolejny z tych tematów, które budzą ogromne kontrowersje wśród właścicieli kotów. Jedni twierdzą, że zwierzak powinien odwiedzać weterynarza dopiero wtedy, gdy coś mu wyraźnie dolega, inni stawiają na prewencję i organizują takie wizyty co kwartał. Są też skrajne przypadki właścicieli, którzy do weterynarza zaglądają... co miesiąc lub „jak się przypomni”. Jak znaleźć tutaj złoty środek i nie przesadzić w żadną stronę?
W przypadku kota, któremu nic nie dolega, jest w bardzo dobrej formie fizycznej i psychicznej, ładnie je, nie ma problemów z wypróżnianiem, nie jest osowiały, w zupełności wystarczy odwiedzać gabinet weterynaryjny wyłącznie przy okazji szczepień okresowych, czyli raz do roku.
Zwiększenie częstotliwości wizyt do raz na pół roku też nie jest złym pomysłem, szczególnie jeśli kot ma możliwość swobodnego wychodzenia na dwór. Takie „przeglądy kontrolne” pozwolą lekarzowi w porę wychwycić niepokojące zmiany i nie trzeba się martwić, że nastąpi zbyt późne wykrycie groźnej choroby. Jeśli kotu rzeczywiście coś dolega, to właściciel z pewnością wcześniej to zauważy.
Warto wiedzieć, że nie każda czynność wymaga wizyty w gabinecie weterynaryjnym. Właściciel może we własnym zakresie odrobaczyć pupila, skrócić mu pazury czy zakropić oczy, jednak po wcześniejszym przeszkoleniu przez specjalistę.
Jeśli kot pozostaje pod stałą opieką gabinetu weterynaryjnego, bo przechodzi leczenie, rekonwalescencję lub np. jest w ciąży, to lekarz wyznacza częstotliwość wizyt. Paradoksalnie zbyt częste odwiedzanie weterynarza może choremu kotu bardziej zaszkodzić niż pomóc, bo narazi go to na niepotrzebny stres.
Niestety, ale wśród właścicieli także trafiają się hipochondrycy, którzy w każdym nietypowym zachowaniu mruczka widzą symptom choroby. Tymczasem zbyt częste odwiedzanie weterynarza jest korzystne tylko dla stanu konta specjalisty, który nota bene sam powinien uczciwie zwrócić uwagę właścicielowi, by ten nie przychodził do niego z pupilem bez powodu. Takie podejście w dzisiejszym, mocno zmaterializowanym świecie, jest jednak coraz rzadsze.
Nawet jeśli kot tego nie zdradza, to wizyta w gabinecie weterynaryjnym nie jest dla niego czymś przyjemnym. Wolałby w tym czasie spać w domu czy bawić się z właścicielem, a zamiast tego znów musi przeżywać stres. Narażanie go na to w imię przesadnej dbałości o jego zdrowie jest niepotrzebne.
Pamiętajmy, że w gabinecie weterynaryjnym można spotkać naprawdę chore zwierzęta, od których nasz pupil ma „szansę” się czymś zarazić. Po co więc ryzykować?