Mogłoby się wydawać, że na wsi kot ma klawe życie. W końcu nie brakuje stodół z ciepłym sianem, na polach jest pełno myszy i nornic, ludzie od czasu do czasu wyrzucają smakowite resztki na kompostowniki, powietrze jest czystsze niż w mieście. Niestety, ten idylliczny obraz ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Tak naprawdę wiejskie koty mają bardzo ciężki los, którym mało kto się przejmuje.
Warto wiedzieć, że koty mieszkające na wsi żyją o wiele krócej niż ich kuzyni, którzy mają ciepłe domy lub nawet bytują w miejskich piwnicach i na śmietnikach. Dlaczego? Głównym powodem jest zagrożenie śmiertelnymi chorobami. O ile w miastach zdarzają się akcje masowego szczepienia bezdomnych kotów, o tyle na wsi nikt o tym nie myśli. Efekty są łatwe do przewidzenia.
Poza tym na wsi, wbrew pozorom, na koty czyha mnóstwo niebezpieczeństw. Największym są maszyny rolnicze. Koty masowo giną pod kombajnami, bronami i ciągnikami, bo gospodarz nie jest w stanie ich dostrzec w gęstym zbożu czy kukurydzy.
Kolejnym zagrożeniem są bezpańskie psy, których ulubioną rozrywką jest polowanie na koty. Zdarza się to nawet psom mającym właściciela, ale zrywającym się z łańcuchów czy wypuszczanym na pole, „żeby się wybiegały”.
Koty masowo wpadają we wnyki, kaleczą się o druty kolczaste, wpadają do niezabezpieczonych studni. Niektóre są też zwyczajnie tępione przez bezdusznych ludzi, którzy widzą w nich szkodników i trują albo po postu zabijają widłami. Do tego dochodzi zagrożenie ze strony nudzących się dzieci.
Kwestia „posiadania kota” jest na polskiej wsi dość umowna. Wielu gospodarzy twierdzi, że jakiegoś tam kota ma, ale gdzie on jest i co robi, to już nikogo nie interesuje. Co z tego wynika? Kompletny brak dbałości o zwierzę.
Na wsi wciąż pokutuje przekonanie, że kot ma polować na myszy i inne gryzonie, a jeśli tego nie umie, to jest bezużyteczny i może zdechnąć z głodu. Brutalne, ale jakże prawdziwe. Dlatego naprawdę rzadko się zdarza, aby w tradycyjnych rodzinach rolniczych ktokolwiek inwestował w karmę dla kota (tym bardziej markową). Szczytem „luksusu” jest miska mleka. Resztę kot musi zorganizować sobie we własnym zakresie.
Życie wiejskich kotów nie jest więc sielskie i anielskie. Można je wręcz nazwać bardzo ciężkim. To pewnie długo się nie zmieni, bo trudno liczyć na to, aby nagle zmieniła się wiejska mentalność i podejście do „bezużytecznych” zwierząt.