Lato powoli mijało. Coraz krótsze były dni, noce, coraz dłuższe. Rosłam i chociaż ciągle byłam dużo mniejsza niż mama, to jednak stawałam się coraz bardziej samodzielna. Nauczyłam się już, jak się łowi myszy, poluje na ćmy i muchy. Mama pokazała mi też, jak upolować ptaka, który jest kocim przysmakiem, ale ptaki okazały się szybsze ode mnie.
Dobra pani często odwiedzała nas na działce. Za każdym razem dostawałam od niej smakołyki. Lubiłam jej odwiedziny. Kiedy już zjadłam wszystko, co dla mnie przywiozła, wskakiwałam jej na ręce, a ona długo mnie głaskała. Wtedy rozpoczynałam swój koncert mruczenia, co robi kot, kiedy jest mu bardzo dobrze i czuje się szczęśliwy. Zawsze zasypiałam na jej rękach. Było ciepło, miękko i bezpiecznie.
Lato jednak mijało nieubłaganie. Bywało zimno i padał deszcz. Moja ulubiona dobra pani także coraz rzadziej przyjeżdżała na działkę. Zdarzało się, że byłam głodna. Mama coraz częściej traktowała mnie jak prawie dorosłego kota. Zajmowała się mną także coraz mniej. Wcale mi się to nie podobało. Znacznie przyjemniej jest być dzieckiem i bawić się przez całe dnie.
Pewnego razu moja dobra pani przyjechała jak zwykle. Znowu dostałam wiele smakołyków, a po wspaniałej uczcie usadowiłam się na jej kolanach i ułożyłam się do snu.
- Trzeba będzie poszukać ci jakiegoś domu - powiedziała pani - bo przez zimę zginiesz z głodu na tej działce. Mam nadzieję, że polubiłaś mnie już tak bardzo, że pozwolisz zapakować się do koszyka.
To, co mówiła brzmiało jakoś inaczej niż zawsze, ale byłam zbyt senna, aby się nad tym zastanowić. Na kolanach mojej pani było, jak zawsze, ciepło, miękko i bezpiecznie. Zapadłam w głęboki sen.
Kiedy obudziłam się, było już całkiem inaczej. Dookoła było ciemno. Leżałam na kocyku, ale pod spodem było twardo. Coś strasznie hałasowało. Było ciemno i przerażająco obco.
- Ojej - pomyślałam przerażona - tu wcale nie ma wyjścia. Jak ja się stąd wydostanę?
- Nie bój się malutka - doszedł mnie 'głos mojej pani - wiem, że jesteś przerażona, ale nie czeka cię nic złego. Jedziemy poszukać dla ciebie nowego domu. Ten hałas to praca silnika samochody, Niestety, mój samochód jest już stary i tak hałasuje, ale za to zawiezie nas tam, gdzie zechcemy.
Niewiele rozumiałam z tego, co ona mówiła. Byłam tylko bardzo przerażona. Nagle wszystko ucichło. Przez chwilę nic się nie działo, a potem poczułam, że moja klatka jakoś dziwnie się porusza. Została podniesiona i zabrana z samochodu. Moja pani gdzieś szła i niosła ze sobą mnie w klatce.
Wkrótce weszłyśmy do jakiegoś domu. Pani przywitała się z inną, zupełnie obcą panią.
- Krystyna - odezwała się moja pani - szukam dla tej koteczki domu. Nie może zostać na działce przez zimę, bo zginie z głodu.
- A co to jest zima? - zastanowiłam się - Wiem, co znaczy być głodnym, ale co znaczy zginąć z głodu? Dlaczego w zimie nie ma jedzenia?
- Joanno, nie mogę przygarnąć twojej kotki - głos obcej pani był ostry i wcale mi się nie podobał.- Dobrze wiesz, że nie lubię kotów. Nie wyobrażam sobie, aby w moim domu zamieszkał kot. Zresztą mam już w domu kanarka, który umarłby ze strachu w takim towarzystwie.
- Co to jest kanarek? - przemknęło mi przez głowę pytanie, ale nie musiałam się nad tym zastanawiać, bowiem nagle usłyszałam jakiś bardzo dziwny dźwięk.
- Tirlii, trrrrr, tirłii.tiriii - mały, żółty ptaszek, w klatce wiszącej na ścianie, wydawał z siebie te dźwięki - trrrr, tirli, trrrrr, trrrrr...
- To jest podobne do śpiewu ptaków na działce - pomyślałam sobie - tylko dużo ładniejsze. Ten ptaszek też jest ładniejszy. Ciekawe, czy także jest dużo bardziej smaczny?
- Chyba masz rację - dobiegł mnie głos mojej pani - zupełnie zapomniałam o twoim kanarku. Tak bardzo chcę znaleźć dom dla niej, że przestaję rozsądnie myśleć. Zastanówmy się razem, kto może zechcieć ją przygarnąć?
- Grażyna zapewne nie - znowu doszedł do mnie głos obcej pani - ona hoduje białe myszy, Ma ich już dużo. Ma już nawet zagęszczone trzy terraria. I ciągle tych myszek przybywa. Nie sądzę, aby w tej sytuacji miała ochotę na kota. Marysia też pewnie nie zechce kota. Jej dzieci u prosiły ją i od dwóch miesięcy mają parkę chomików. U Lilki są rybki w akwarium, Teresa przygarnęła błąkającego się psa. Może Ewa? U niej jest już kocica, ale kiedyś mówiła, że chce wziąć jeszcze jednego kota. Ona całe dnie pracuje, wraca późno i zamartwia się, że jej Pusia nudzi się przez cały czas.
- Może masz rację - odpowiedziała moja pani w zamyśleniu -przecież ja też nie mogę zabrać tej kołeczki do siebie, bo mój Saba niestety jest agresywny i zjadłby ją na śniadanie.
No, cóż malutka, spróbujemy szczęścia u Ewy - westchnęła moja pani i uniosła klatkę ze mną - Może tam znajdziesz dom.
Wróciłyśmy do samochodu, który zawarczał głośno, ale zawiózł nas w nowe miejsce.
- No, trzymaj malutka kciuki - powiedziała moja pani - oby tutaj nam się udało.
- Pewnie to bardzo ważne - pomyślałam, chociaż wcale nie wiedziałam, co to kciuki i jak je trzymać.- Nie wiem, jak to zrobić, ale będę myślała, że to robię. Może tak też pomoże.
Po naciśnięciu dzwonka drzwi otworzyła jakaś pani.
- Witaj Ewuniu - przywitała się moja pani - dobrze, że jesteś w domu. Musisz mi koniecznie pomóc. Mam w koszyku małą koteczkę i szukam dla niej domu. Wiesz, ona nie może zostać na działce przez zimę, bo zginie tam z zimna i głodu. Krystyna nie może, Marysia, Teresa, Lilka także nie. Myślałam jeszcze o Ani, ale przecież jej córka ma uczulenie na zwierzęcą sierść. Zostałaś ostatnią deską ratunku - głos mojej pani brzmiał niemal płaczliwie - weź ją do siebie.
- Wiesz, to chyba jest niezły pomysł - odezwała się pani, o której już wiedziałam, że ma na imię Ewa - Ile razy późno wracam do domu, mam wyrzuty sumienia, te Pysia przez cały dzień siedzi sama. Mam wrażenie, że ona bardzo się nudzi, a przez to w końcu się rozchoruje. Pokaż to swoje maleństwo.
Moja pani ostrożnie wyciągnęła mnie z klatki. Jeszcze moje nogi tkwiły w klatce, jak Ewa zaczęta zachwyty.
Jaka ona śliczna, jaka podobna do Pusi - głos Ewy brzmiał dobrotliwie i łagodnie. - Popatrz, Joanna, one wyglądają zupełnie jak siostry. Obie są czarno-białe. Czarne grzbiety, białe brzuszki. Ta twoja ma prześliczną plamkę na brodzie - pewnie wyrośnie z niej niezła zawadiaka. Pusi dobrze zrobi towarzystwo. Niech zostaje.
- Malutka - Ewa zwróciła się już bezpośrednio do mnie - musimy wymyślić dla ciebie jakieś imię. Nie możesz przez całe życie być malutka.
- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - moja pani odetchnęła z ulgą i rozsiadła się na kanapie.
Mnie ciekawiła Pusia. Jaka ona jest i czy rzeczywiście będzie chciała zaprzyjaźnić się ze mną.
Na fotelu coś się poruszyło. Wyglądało to coś jak duża, czarno-biała, futrzana kuła. Po chwili to coś rozprostowało kości i moim zdumionym oczom ukazała się Pusia.
- Jaka to piękna kotka - moje zdziwienie rosło - ma piękne i zadbane futro, a jej sierść jest taka lśniąca.
- Pusia, Pusiunia - zawołała Ewa - chodź do nas i przywitaj się z nową lokatorką w naszym domu. Zobacz, jaka śliczna, malutka koteczka. Trzeba się nią zaopiekować.
Ale Pusia spojrzała na mnie spocie łba, prychnęła niechętnie i powoli, majestatycznie odwróciła się tyłem. Znowu ułożyła się na fotelu i zapadła w sen.
- Nie, to nie - pomyślałam urażona - umiem bawić się sama i nie potrzebuję wcale twojego towarzystwa. Doskonale dam sobie radę bez ciebie.
W ten sposób zaczęłam nowe życie w nowym domu.
Autor: Ewa Dębińska